poniedziałek, 18 kwietnia 2016

03. Wybaczysz mi?

Zapraszam na ONE NIGHT
2 KOMENTARZE = NEXT!


Ponownie widzę te same oczy, te same usta, ta sama twarz… Zmienił się. Totalnie się zmienił jednak twarz ta sama. Styl inny, budowa ciała inna, głos również inny… Wpatrywałam się w niego odważnie, chodź w środku piszczałam jak mała dziewczynka. Zawsze miałam talent do ukrywania emocji, i w tym momencie również pokazuje swój talent. W środku czułam złość, żal, tęsknotę, zagubienie, wstyd… wręcz wszystko co możliwe. Jednak z zewnątrz byłam oczyszczona z emocji. Obojętność.

Przeszłość wróciła do mnie ponownie. To jak wyrzucił mnie bez serca na ulice, i uwierzył „przyjacielowi” który za plecami robił mu świństwa. Brawo dla niego, uwierzył chodź nie raz się na tym przejechał.

Żadne z nas się nie odzywało. Patrząc mu centralnie w oczy mogłam dużo odgadnąć. Ból, smutek, szok, złość… Złość z nie wiadomych mi przyczyn. Chociaż, w jego oczach jestem zwykłą suką bez serca puszczającą się gdzie mogę i sierotą bez rodziny. Chodź nic nie zrobiłam, mogę poczuć ten wstręt z jego strony na kilometr. Za co? Za moją „zdradę”, które w ogóle nie było.

-Martina…

-Co? –Warczę, tym samym przerywając mu. –Co chcesz mi powiedzieć? Że jestem suką, szmatą, puszczalską dziwką? Proszę bardzo! Ulżyj sobie!

-Nie. Ja… -Chce coś powiedzieć jednak w końcu nie mówi nic.

Prycham odwracając się gwałtownie. Chodź miałam ochotę rzucić się na niego, i przytulić jak cztery lata temu – nie mogłam. Nadal czuje ogromny ból, i nikt tego nie zmieni. Z wielkim bólem wsiadam do samochodu i wypuszczam powietrze z płuc. Brawo dla mnie, tym razem nie tylko ja czuje się od rzucona.

****

Wchodząc do mieszkania, mam ochotę momentalnie wyjść. Już tutaj czuje zapach alkoholu i papierosów, przez co mam ochotę ponownie wrócić na ulice. Odkładam klucze z torbą na szafkę, kierując się do dużego salonu. Nie jest dla mnie zaskoczeniem gdy widzę butelki alkoholu na stole, puszki po piwach i nawet rozbitą szklankę. Widziałam gorsze rzeczy jakie robił Robert, znalazłam się nawet w sytuacji gdy jakaś blondynka wychodziła z mieszkania. Jednak nie miałam nic do powiedzenia, gdybym się odezwała miałabym podbite oko.

-Robert?! –Nawołuje marszcząc brwi.

Nie słysząc odpowiedzi, jestem pewna że wyszedł. Cóż… to nawet lepiej. Powolnymi ruchami sprzątam bałagan w salonie, co zajmuje mi nie więcej niż dziesięć minut. Opadam na kanapę chowając twarz w dłonie. Jestem zmęczona, zła i zawiedziona.
Myślami ponownie wracam do Tomlinsona, i jestem jeszcze bardziej wściekła że nie stać go na coś więcej niż stanie jak kołek. Idiota.

Czując coraz większe zmęczenie, kieruje się do sypialni aby chodź przespać się dwie godziny za nim wróci Robert, i będę mieć ponownie awanturę z nieznanych mi powodów.

****

Czując jak coś łaskocze mnie w twarz, warczę głośno chowając głowę w poduszkę. Dajcie mi święty spokój!  Słysząc cichy śmiech, marszczę brwi. Podnoszę się gwałtownie nie wiedząc o co chodzi. Wyobraźcie sobie mój szok, widząc Roberta. Trzeźwego, uśmiechającego się, patrzącego na mnie z ciepłem a nie z pod byka i okropnym zimnem w oczach.

-Musimy porozmawiać. –Szepcze zbliżając się do mojego ucha.

Gryzie delikatnie jego płatek, na co sztywnieje nie wiedząc o co mu chodzi. Odsuwa się jedynie wstając z łóżka. Wyciąga w moją stronę dłoń, którą z lekkim wahaniem chwytam. O co chodzi?

-Nie bój się. –Śmieje się ponuro ciągnąć mnie z sypialni aż do salonu.

W drodze przygotowałam się na smród jaki będzie panował, jednak marszczę ponownie brwi nie czując go.

-Pozbyłem się smrodu. –Mówi krzywiąc się jakby czytał w myślach. –Usiądź zaraz wracam. –Mówi puszczając moja dłoń, kiwając w kierunku kanapy.

Siadam na niej nie pewnie, nie wiedząc co mnie czeka. Co się dzieje? Uwierzcie mi na słowo, że nigdy nie doświadczyłam takiego popołudnia. Wcześnie rano jeszcze jakoś, ale popołudniu? Nie musiałam długo czekać aż wróci Rob. Bez słowa siada obok mnie głośno wzdychając.

-Nie rozumiem… -Zaczynam jednak mi przerywa.

-Nic nie mów. –Mówi delikatnie. –Wysłuchasz mnie? –Pyta na co marszczę brwi.

Nie wiem dlaczego pyta. To chyba jasne, nie mam wyboru.

-Oczywiście.

-Martina, ja… -Chwyta ponownie moją dłoń patrząc mi w oczy. –Jestem idiotą. Przez tak długi czas traktowałem cię jak gówno. I właśnie dzisiaj dotarło do mnie, jakim podłym fiutem jestem.  Nie zasłużyłaś na to. Nawet nie wiem kiedy zaczął się mój problem z alkoholem, kiedy zacząłem używać wobec ciebie przemocy, kiedy spadłem na dno… Ty wszystko wytrzymałaś, tak długo, tak ciężko i nadal tu jesteś. Przeżyłaś piekło. Tak strasznie się czuje. I nie mówię tutaj o kacu, czy cokolwiek innego. Czuje się tak okropnie jak jeszcze nikt w życiu. –Przerywa na moment biorąc głęboki oddech. –Chciałem cię z całego mojego zimnego serca przeprosić. Szczerze za wszystko, i nie na chwile. Chce cię przeprosić już na zawsze. Zmienię się. Już zacząłem. Wylałem cały alkohol, zapłaciłem na rachunki, spłaciłem długi sąsiadom, odkupiłem kilka twoich rzeczy jakie ci zniszczyłem i… byłem na rozmowie w sprawie pracy. Mają się odezwać, ale nie martw się znalazłem również inne oferty jeśli z tą pracą mi się nie uda. Jakby się udało, pracowałbym jako mechanik samochodowy w centrum. Chce się poprawić, mam wszystko właśnie obok mnie, a nie doceniałem tego tak długo! Dlaczego?! Bo jestem skończonym egoistą! –Kończy chowając twarz w dłonie.

Szok. Czy ja śnie? Bo właśnie tak się czuje. Moje marzenie w połowie się spełniło. Czuje jak moje serce stanęło, i nie mogłam uwierzyć. Nie pewnie przysunęłam się do Roberta, chwytając jego twarz w dłonie, i nakierowując ją w moją stronę. Spojrzał mi w oczy, z ciepłem, miłością, strachem, żalem, bólem i wszystko co tylko możliwe po za zimnem, złością, ironią…

-Wybaczysz mi? –Szepnął.

W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia.

-Tak. –Powiedziałam pewnie.

Łzy opuściły moje oczy, jednak uśmiech nie schodził mi z twarzy.

-Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Kochanie. –Chwycił moją twarz.

-Ze szczęścia. –Bąknęłam.

Pokiwał głową ze zrozumieniem, odsuwając się. Wyciągnął z kieszeni coś, na kształt serca.

-Mam dla ciebie pierścionek. Nie bój się, to nie są zaręczyny.  Jednak w pewnym momencie możesz się ich spodziewać. Chce żebyś nosiła go, i myślała o mnie. Nie o złych chwilach, o tych dobrych. Zrobiłem coś nie wybaczalnego, jednak chce żyć dalej, iść na przód, być z tobą. –Otworzył pudełko.

Moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek ze srebra, ozdobiony małymi „diamentami”. Był śliczny. O boże. Wyciągnął go z pudełka, wręczając na mój serdeczny palec.

-Jest śliczny…

Chwycił moją twarz w dłonie, przyciągając do siebie. Był nie pewny. Spojrzał na mnie z pytaniem, na co nadal z uśmiechem kiwnęłam głową. Jego wargi dotknęły moich. Delikatnie, pomału, z miłością, nie pewnością. Wrócił. Mój Robert z przed czterech lat, nareszcie wrócił do mnie, jeśli mogę to tak nazwać. Po chwili odsunął się ode mnie, przyciągając do swojego torsu.

-Kocham cię.

****

Wchodząc do pracy miałam wielki uśmiech. Nadal byłam w szoku z wczorajszego dnia. Czułam że zaczynam żyć na nowo, bez problemów, bez alkoholu, bez łez i bez przeszłości. Narodziłam się na nowo. Tak czuje.

Podeszłam do Vanessy, która patrzała na mnie jak na wariatkę chodź ona również nie ukrywała swojego uśmiechu.

-Dobry humor panno Morgan? –Uniosła brew.

-Weź, nie mów tak do mnie. Chyba się jeszcze nie poznałyśmy. –Zmarszczyłam brwi. –Martina. –Wyciągnęłam w jej stronę dłoń.

-Vanessa. –Z uśmiechem ją uścisnęła. –Tak więc, cieszę się że będę mieć z kimś pogadać. –Zaśmiała się. –Jednak jest teraźniejszość, i na starcie mam dla ciebie zadanie.

-Mam się bać?

-Nie! Wręcz przeciwnie. Chłopaki dzisiaj nie mają specjalnie nic do roboty, jak próby do koncertu. Twoim zadaniem jest aby sprawdzić czy scena na której się pojawią jest już gotowa, bo koncert odbędzie się za dwa dni o szesnastej. A tak to do czternastej będziesz się nudzić, słuchając chłopaków a o czternastej jesteś wolna. Tutaj masz klucz do swojego pokoju, gdzie do dziesiątej możesz być a o dziesiątej spotykacie się tutaj. –Wzruszyła ramionami podając mi klucz.

-Dobrze. –Uśmiechnęłam się biorąc klucz. –Do zobaczenia.

****

-Martina! –Równo gdy wyszłam z windy na parter, Dylan już zaczął mnie wołać. –Dzień dobry to po pierwsze.

-Dzień dobry. –Uśmiechnęłam się lekko.

-Sprawdziłaś czy scena gotowa?

-Tak, wszystko gotowe.

-Wspaniale. Czyli możemy jechać. Pojedziesz za chłopakami, a za tobą pojedzie ochrona. –Poinformował idąc ze mną przed budynek.

-Dobrze.

Wyszliśmy przed budynek, gdzie chłopaki bawili się piłką. Po krótkim przywitaniu, i zignorowaniu Tomlinsona, mogliśmy jechać. Skierowałam się do swojego cudeńka. Ciągle czułam palące spojrzenie, i nie musiałam się odwracać by wiedzieć że to Tomlinson się na mnie gapi. Jednak, nic nie mogło zepsuć mi humoru, którego nie miałam od dobrych trzech lat.

Wsiadłam do samochodu, odpalając go. Po chwili ruszyłam za czarnym jeepem, gdzie znajdowali się chłopaki. Zaraz za mną jechała ochrona, a przed chłopakami kierowca z Dylanem. Włączyłam radio, nie wiedząc ile zajmie nam dojazd.

---

Jak się okazało dojazd zajął nam nie całe pół godziny. Wjechaliśmy przez masywną bramę, wcześniej próbując nikogo nie rozjechać. Tak, multum dziewczyn stało na całej długości ulicy, przez co denerwowałam się coraz bardziej gdy gwałtownie musiałam zahamować aby nie walnąć w chłopaków lub żeby nie rozjechać jakieś fanki. Nie wspomnę już o dziennikarzach którzy skakali jak małpy, nie wiedząc w którym samochodzie znajdują się chłopaki. Boże!

Wysiadłam z samochodu, tym samym zamykając go jednym przyciskiem. Skierowałam się za chłopakami, do wielkiej hali gdzie była duże scena i masa krzeseł. Nie wiem co właściwie tutaj robię, jednak jak stwierdził Dylan – mam się przyjrzeć pracy chłopaków.

****

Godzina czternasta wybiła centralnie, gdy znaleźliśmy się ponownie pod wielkim budynkiem 1D. Chłopaki byli lekko zmęczeni, jednak to nie przeszkodziło im w żartach, przepychaniu się czy wrzeszczeniu jak idioci. Jednak każdy się śmiał, i nawet na twarzach ochroniarzy znalazł się uśmiech chodź zazwyczaj muszą być poważni.

-No to chyba możesz już iść. –Zaczął Dylan. –Chłopaki jutro mają wolne, co znaczy również że i ty masz wolne. Po jutrze na godzinę dwunastą wstaw się na O2, mam nadzieje że trafisz.

-Trafię. –Uśmiechnęłam się delikatnie. –Do zobaczenia chłopaki. –Pomachali mi, na co odwdzięczyłam się tym samym.

Ponownie skierowałam się do samochodu, który był dobre kilka metrów ode mnie. Słyszałam jeszcze chwile chłopaków, ale już po chwili zapadła cisza co znaczy że weszli do środka. Otworzyłam tylne drzwi wrzucając torbę na tylnie siedzenie.

-Martina. –Drzwi zamknęły się gwałtownie przed moich nosem, na co podniosłam zdezorientowana głowę.

Louis. Wywróciłam oczami, chcąc dostać się na miejsce kierowcy, jednak mi na to nie pozwolił.

-Czego chce do cholery?! –Warknęłam.

-Porozmawiać.

-Ale ja nie chce. –Prychnęłam popychając go. –No do cholery Tomlinson! Posuń się! –Jęknęłam gdy moje próby odsunięcia go nic nie dały.

-Nie sądzisz że należą mi się wyjaśnienia?

-Jakie wyjaśnienia? –Marszczę brwi.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?

-Niby czego? Mów jaśniej bo cię nie rozumiem! –Wyrzuciłam ręce w powietrze.

Irytujący człowiek!

-Dlaczego przez cały czas gdy byliśmy razem, nie powiedziałaś mi że jesteś prywatną prostytutką?



_________
Budumdss! (Lol?) :D

Nie będę dużo gadać tylko jak pisałam u góry:
Zapraszam na ONE NIGHT 

2 KOMENTARZE = NEXT!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz