Witam po długiej przerwie...
Krótko i na temat - koniec z SandiiBlueMartina.
Teraz zaczynam nowy start, jednak nie na blogspodzie a na Wattpad.
Nowe FF, nowe konto, nowa fabuła
Znajdziecie mnie na Wattpad pod: Virousanne
One Night i Zakazana Miłość nie będą (jak narazie) kontynuowane. Jak już, to nie tutaj, a na Wattpad.
Nie usuwam bloga, jednak nie bede tutaj dalej pisać.
KOCHAM WAS
Widzimy się na Wattpad na Virousanne
Pozdrawiam xx
środa, 8 czerwca 2016
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
03. Wybaczysz mi?
Zapraszam na ONE NIGHT
2 KOMENTARZE = NEXT!
Ponownie widzę te same oczy, te same usta, ta sama twarz… Zmienił się. Totalnie się zmienił jednak twarz ta sama. Styl inny, budowa ciała inna, głos również inny… Wpatrywałam się w niego odważnie, chodź w środku piszczałam jak mała dziewczynka. Zawsze miałam talent do ukrywania emocji, i w tym momencie również pokazuje swój talent. W środku czułam złość, żal, tęsknotę, zagubienie, wstyd… wręcz wszystko co możliwe. Jednak z zewnątrz byłam oczyszczona z emocji. Obojętność.
Przeszłość wróciła do mnie ponownie. To jak wyrzucił mnie bez serca na ulice, i uwierzył „przyjacielowi” który za plecami robił mu świństwa. Brawo dla niego, uwierzył chodź nie raz się na tym przejechał.
Żadne z nas się nie odzywało. Patrząc mu centralnie w oczy mogłam dużo odgadnąć. Ból, smutek, szok, złość… Złość z nie wiadomych mi przyczyn. Chociaż, w jego oczach jestem zwykłą suką bez serca puszczającą się gdzie mogę i sierotą bez rodziny. Chodź nic nie zrobiłam, mogę poczuć ten wstręt z jego strony na kilometr. Za co? Za moją „zdradę”, które w ogóle nie było.
-Martina…
-Co? –Warczę, tym samym przerywając mu. –Co chcesz mi powiedzieć? Że jestem suką, szmatą, puszczalską dziwką? Proszę bardzo! Ulżyj sobie!
-Nie. Ja… -Chce coś powiedzieć jednak w końcu nie mówi nic.
Prycham odwracając się gwałtownie. Chodź miałam ochotę rzucić się na niego, i przytulić jak cztery lata temu – nie mogłam. Nadal czuje ogromny ból, i nikt tego nie zmieni. Z wielkim bólem wsiadam do samochodu i wypuszczam powietrze z płuc. Brawo dla mnie, tym razem nie tylko ja czuje się od rzucona.
****
Wchodząc do mieszkania, mam ochotę momentalnie wyjść. Już tutaj czuje zapach alkoholu i papierosów, przez co mam ochotę ponownie wrócić na ulice. Odkładam klucze z torbą na szafkę, kierując się do dużego salonu. Nie jest dla mnie zaskoczeniem gdy widzę butelki alkoholu na stole, puszki po piwach i nawet rozbitą szklankę. Widziałam gorsze rzeczy jakie robił Robert, znalazłam się nawet w sytuacji gdy jakaś blondynka wychodziła z mieszkania. Jednak nie miałam nic do powiedzenia, gdybym się odezwała miałabym podbite oko.
-Robert?! –Nawołuje marszcząc brwi.
Nie słysząc odpowiedzi, jestem pewna że wyszedł. Cóż… to nawet lepiej. Powolnymi ruchami sprzątam bałagan w salonie, co zajmuje mi nie więcej niż dziesięć minut. Opadam na kanapę chowając twarz w dłonie. Jestem zmęczona, zła i zawiedziona.
Myślami ponownie wracam do Tomlinsona, i jestem jeszcze bardziej wściekła że nie stać go na coś więcej niż stanie jak kołek. Idiota.
Czując coraz większe zmęczenie, kieruje się do sypialni aby chodź przespać się dwie godziny za nim wróci Robert, i będę mieć ponownie awanturę z nieznanych mi powodów.
****
Czując jak coś łaskocze mnie w twarz, warczę głośno chowając głowę w poduszkę. Dajcie mi święty spokój! Słysząc cichy śmiech, marszczę brwi. Podnoszę się gwałtownie nie wiedząc o co chodzi. Wyobraźcie sobie mój szok, widząc Roberta. Trzeźwego, uśmiechającego się, patrzącego na mnie z ciepłem a nie z pod byka i okropnym zimnem w oczach.
-Musimy porozmawiać. –Szepcze zbliżając się do mojego ucha.
Gryzie delikatnie jego płatek, na co sztywnieje nie wiedząc o co mu chodzi. Odsuwa się jedynie wstając z łóżka. Wyciąga w moją stronę dłoń, którą z lekkim wahaniem chwytam. O co chodzi?
-Nie bój się. –Śmieje się ponuro ciągnąć mnie z sypialni aż do salonu.
W drodze przygotowałam się na smród jaki będzie panował, jednak marszczę ponownie brwi nie czując go.
-Pozbyłem się smrodu. –Mówi krzywiąc się jakby czytał w myślach. –Usiądź zaraz wracam. –Mówi puszczając moja dłoń, kiwając w kierunku kanapy.
Siadam na niej nie pewnie, nie wiedząc co mnie czeka. Co się dzieje? Uwierzcie mi na słowo, że nigdy nie doświadczyłam takiego popołudnia. Wcześnie rano jeszcze jakoś, ale popołudniu? Nie musiałam długo czekać aż wróci Rob. Bez słowa siada obok mnie głośno wzdychając.
-Nie rozumiem… -Zaczynam jednak mi przerywa.
-Nic nie mów. –Mówi delikatnie. –Wysłuchasz mnie? –Pyta na co marszczę brwi.
Nie wiem dlaczego pyta. To chyba jasne, nie mam wyboru.
-Oczywiście.
-Martina, ja… -Chwyta ponownie moją dłoń patrząc mi w oczy. –Jestem idiotą. Przez tak długi czas traktowałem cię jak gówno. I właśnie dzisiaj dotarło do mnie, jakim podłym fiutem jestem. Nie zasłużyłaś na to. Nawet nie wiem kiedy zaczął się mój problem z alkoholem, kiedy zacząłem używać wobec ciebie przemocy, kiedy spadłem na dno… Ty wszystko wytrzymałaś, tak długo, tak ciężko i nadal tu jesteś. Przeżyłaś piekło. Tak strasznie się czuje. I nie mówię tutaj o kacu, czy cokolwiek innego. Czuje się tak okropnie jak jeszcze nikt w życiu. –Przerywa na moment biorąc głęboki oddech. –Chciałem cię z całego mojego zimnego serca przeprosić. Szczerze za wszystko, i nie na chwile. Chce cię przeprosić już na zawsze. Zmienię się. Już zacząłem. Wylałem cały alkohol, zapłaciłem na rachunki, spłaciłem długi sąsiadom, odkupiłem kilka twoich rzeczy jakie ci zniszczyłem i… byłem na rozmowie w sprawie pracy. Mają się odezwać, ale nie martw się znalazłem również inne oferty jeśli z tą pracą mi się nie uda. Jakby się udało, pracowałbym jako mechanik samochodowy w centrum. Chce się poprawić, mam wszystko właśnie obok mnie, a nie doceniałem tego tak długo! Dlaczego?! Bo jestem skończonym egoistą! –Kończy chowając twarz w dłonie.
Szok. Czy ja śnie? Bo właśnie tak się czuje. Moje marzenie w połowie się spełniło. Czuje jak moje serce stanęło, i nie mogłam uwierzyć. Nie pewnie przysunęłam się do Roberta, chwytając jego twarz w dłonie, i nakierowując ją w moją stronę. Spojrzał mi w oczy, z ciepłem, miłością, strachem, żalem, bólem i wszystko co tylko możliwe po za zimnem, złością, ironią…
-Wybaczysz mi? –Szepnął.
W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia.
-Tak. –Powiedziałam pewnie.
Łzy opuściły moje oczy, jednak uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? Kochanie. –Chwycił moją twarz.
-Ze szczęścia. –Bąknęłam.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, odsuwając się. Wyciągnął z kieszeni coś, na kształt serca.
-Mam dla ciebie pierścionek. Nie bój się, to nie są zaręczyny. Jednak w pewnym momencie możesz się ich spodziewać. Chce żebyś nosiła go, i myślała o mnie. Nie o złych chwilach, o tych dobrych. Zrobiłem coś nie wybaczalnego, jednak chce żyć dalej, iść na przód, być z tobą. –Otworzył pudełko.
Moim oczom ukazał się przepiękny pierścionek ze srebra, ozdobiony małymi „diamentami”. Był śliczny. O boże. Wyciągnął go z pudełka, wręczając na mój serdeczny palec.
-Jest śliczny…
Chwycił moją twarz w dłonie, przyciągając do siebie. Był nie pewny. Spojrzał na mnie z pytaniem, na co nadal z uśmiechem kiwnęłam głową. Jego wargi dotknęły moich. Delikatnie, pomału, z miłością, nie pewnością. Wrócił. Mój Robert z przed czterech lat, nareszcie wrócił do mnie, jeśli mogę to tak nazwać. Po chwili odsunął się ode mnie, przyciągając do swojego torsu.
-Kocham cię.
****
Wchodząc do pracy miałam wielki uśmiech. Nadal byłam w szoku z wczorajszego dnia. Czułam że zaczynam żyć na nowo, bez problemów, bez alkoholu, bez łez i bez przeszłości. Narodziłam się na nowo. Tak czuje.
Podeszłam do Vanessy, która patrzała na mnie jak na wariatkę chodź ona również nie ukrywała swojego uśmiechu.
-Dobry humor panno Morgan? –Uniosła brew.
-Weź, nie mów tak do mnie. Chyba się jeszcze nie poznałyśmy. –Zmarszczyłam brwi. –Martina. –Wyciągnęłam w jej stronę dłoń.
-Vanessa. –Z uśmiechem ją uścisnęła. –Tak więc, cieszę się że będę mieć z kimś pogadać. –Zaśmiała się. –Jednak jest teraźniejszość, i na starcie mam dla ciebie zadanie.
-Mam się bać?
-Nie! Wręcz przeciwnie. Chłopaki dzisiaj nie mają specjalnie nic do roboty, jak próby do koncertu. Twoim zadaniem jest aby sprawdzić czy scena na której się pojawią jest już gotowa, bo koncert odbędzie się za dwa dni o szesnastej. A tak to do czternastej będziesz się nudzić, słuchając chłopaków a o czternastej jesteś wolna. Tutaj masz klucz do swojego pokoju, gdzie do dziesiątej możesz być a o dziesiątej spotykacie się tutaj. –Wzruszyła ramionami podając mi klucz.
-Dobrze. –Uśmiechnęłam się biorąc klucz. –Do zobaczenia.
****
-Martina! –Równo gdy wyszłam z windy na parter, Dylan już zaczął mnie wołać. –Dzień dobry to po pierwsze.
-Dzień dobry. –Uśmiechnęłam się lekko.
-Sprawdziłaś czy scena gotowa?
-Tak, wszystko gotowe.
-Wspaniale. Czyli możemy jechać. Pojedziesz za chłopakami, a za tobą pojedzie ochrona. –Poinformował idąc ze mną przed budynek.
-Dobrze.
Wyszliśmy przed budynek, gdzie chłopaki bawili się piłką. Po krótkim przywitaniu, i zignorowaniu Tomlinsona, mogliśmy jechać. Skierowałam się do swojego cudeńka. Ciągle czułam palące spojrzenie, i nie musiałam się odwracać by wiedzieć że to Tomlinson się na mnie gapi. Jednak, nic nie mogło zepsuć mi humoru, którego nie miałam od dobrych trzech lat.
Wsiadłam do samochodu, odpalając go. Po chwili ruszyłam za czarnym jeepem, gdzie znajdowali się chłopaki. Zaraz za mną jechała ochrona, a przed chłopakami kierowca z Dylanem. Włączyłam radio, nie wiedząc ile zajmie nam dojazd.
---
Jak się okazało dojazd zajął nam nie całe pół godziny. Wjechaliśmy przez masywną bramę, wcześniej próbując nikogo nie rozjechać. Tak, multum dziewczyn stało na całej długości ulicy, przez co denerwowałam się coraz bardziej gdy gwałtownie musiałam zahamować aby nie walnąć w chłopaków lub żeby nie rozjechać jakieś fanki. Nie wspomnę już o dziennikarzach którzy skakali jak małpy, nie wiedząc w którym samochodzie znajdują się chłopaki. Boże!
Wysiadłam z samochodu, tym samym zamykając go jednym przyciskiem. Skierowałam się za chłopakami, do wielkiej hali gdzie była duże scena i masa krzeseł. Nie wiem co właściwie tutaj robię, jednak jak stwierdził Dylan – mam się przyjrzeć pracy chłopaków.
****
-No to chyba możesz już iść. –Zaczął Dylan. –Chłopaki jutro mają wolne, co znaczy również że i ty masz wolne. Po jutrze na godzinę dwunastą wstaw się na O2, mam nadzieje że trafisz.
-Trafię. –Uśmiechnęłam się delikatnie. –Do zobaczenia chłopaki. –Pomachali mi, na co odwdzięczyłam się tym samym.
Ponownie skierowałam się do samochodu, który był dobre kilka metrów ode mnie. Słyszałam jeszcze chwile chłopaków, ale już po chwili zapadła cisza co znaczy że weszli do środka. Otworzyłam tylne drzwi wrzucając torbę na tylnie siedzenie.
-Martina. –Drzwi zamknęły się gwałtownie przed moich nosem, na co podniosłam zdezorientowana głowę.
Louis. Wywróciłam oczami, chcąc dostać się na miejsce kierowcy, jednak mi na to nie pozwolił.
-Czego chce do cholery?! –Warknęłam.
-Porozmawiać.
-Ale ja nie chce. –Prychnęłam popychając go. –No do cholery Tomlinson! Posuń się! –Jęknęłam gdy moje próby odsunięcia go nic nie dały.
-Nie sądzisz że należą mi się wyjaśnienia?
-Jakie wyjaśnienia? –Marszczę brwi.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Niby czego? Mów jaśniej bo cię nie rozumiem! –Wyrzuciłam ręce w powietrze.
Irytujący człowiek!
-Dlaczego przez cały czas gdy byliśmy razem, nie powiedziałaś mi że jesteś prywatną prostytutką?
_________
Budumdss! (Lol?) :D
Nie będę dużo gadać tylko jak pisałam u góry:
Zapraszam na ONE NIGHT
2 KOMENTARZE = NEXT!
niedziela, 3 kwietnia 2016
02. Asystentka 1D
SKOMENTUJ ;)
PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ!
KOMENTARZ = MOTYWACJA & SZYBKI ROZDZIAŁ!
>> Przepraszam za błędy <<
>> Przepraszam za błędy <<
Worki pod oczami były okropnie duże, jednak skutecznie udało mi się je zamaskować. Spuchnięte oczy były lekko widoczne, jednak mam nadzieje że nikt nie zauważy. Fioletowy policzek również udało mi się zamaskować, i wręcz nie było nic widać. No prawie. Lekko spuchnięta warga bolała, i była lekko rościeta czego nie udało mi się już zamaskować. Zawsze moge powiedzieć że ktoś mnie zaatakował na ulicy. Wzdycham głośno wychodząc z łazienki. Ubieram kurtke, biore torbe, klucze od samochodu i cicho jak tylko potrafie, wychodzę z miaszkania. Nie miałam ochoty na konfrontacje z Robertem, i na jego nic nieznaczące przeprosiny. Jeszcze miesiąc, i wreście się od niego uwolnie.
Wchodze do budynku, i ponownie widze tą samą brunetke co wczoraj. Widząc mnie uśmiecha się delikatnie, ponownie nie moge odwzajemnić jej uśmiechu. Podchodze do niej, myśląc że ponownie da mi przepustke jednak jestem w błędzie. Podaje mi karte, gdzie są moje dane osobowe, zdjęcie i duży napis "ASYSTENTKA 1D". Unosze brwi patrząc na nią.
-Jeszcze ciepła, dostałam ją dosłownie trzy minuty temu. Zawieś na szyji, i idź do Hoffmana. -Wyjaśnia na co kiwam głową. -Witamy na pokładzie. -Dodaje na co lekko się uśmiecham.
-Dzięki. -Gdy to mówie, jej wzrok przyciąga moja warga.
Szybkim krokiem kieruje się w kierunku windy, aby ominąć pytania i żal. Na trzecim piętrze wysiadam, kierując się do znanego mi już pokoju. Pukam i po głośnym prosze, wchodzę do biura.
-Martina! -Wita mnie w zaskakująco dobrym humorze, na co marszcze brwi.
-Witam panie Hoffman. -Odowiadam zmuszając się na uśmiech.
-Oh przestań! Mów mi Dylan. -Uśmiecha się przyjaźnie. -Widze że Vanessa przekazała ci już karte. -Dostrzega.
Vanessa...
-Tak. -Mówie siadając.
Wyciągam papiery z torby, podając mu je. Szybko przelatuje wzrokiem czy wszystko podpisałam, po czym chowa je do szafki.
-Mam nadzieje że zapoznałaś się z umową? Masz jakies pytanie? -Unosi brew.
-Zapoznałam się i jak na chwile obecną nie mam pytań. -Wzruszam ramionami.
-Dobrze to przejde do rzeczy... Praca obowiązuje cię w różnych godzinach, jednak co poniedziałek dostajesz plan na tydzień gdzie i o której godzinie masz być. Twoja praca polega zwłaszcza na tym, aby rezerwować hotele dla chłopaków, sprawdzać czy wszystko jest "na swoim miejscu". Jeśli chodzi o trase... Jeśli nie bedziesz mogła jechać z chłopakami, bedziesz musiała podać mi pisemny i poważny powód. Pracowałaś już dla Britney Spears, więc myśle że wiesz o co mniej więcej chodzi. Co do wypłaty, dostajesz ją na koniec miesiąca. -Uśmiecha się.
-Rozumiem.
-No to myśle, że dzisiaj dam ci jeszcze wolne. To jest plan na ten tydzień, dzisiaj chłopaki nie mają nic do roboty to myśle że moge im ciebie przed stawić, oprowadzić po budynku a jutro zaczniesz prawdziwą prace. -Podnosi się co robie również ja.
-Dziękuje. -Podaje mu dłoń, na co z uśmiechem ją ściska.
Wychodzimy z gabinetu, a serce zaczyna walić mi z dwoją siłą. Zaraz spotkam One direction, jednak to nie jest tego przyczyną, to sam Louis Tomlinson. Nadal modle się, aby mnie nie rozpoznał, ignorował czy cokolwiek innego.
-Jest tutaj sześć pięter. Pierwsze to garderoba, drugie to duperele którymi nie musisz się przejmować, trzecie to moje biuro i innych współpracowników, na czwartym jest studio nagraniowe a na piątym są tak zwane "mieszkania". Chłopcy na początku kariery zdecydowali się tutaj mieszkać, i do teraz tam mieszkają. -Tłumaczy szybko, po czym wchodzimy do windy. -Numer 120 to Harry, 121 Niall, 122 Liam, 123 Zayn a 124 Louis. 125 jest twoim mieszkaniem, w którym możesz przebywać kiedy chcesz lub w czasie przerwy. Jednak jeśli będziesz chciała tutaj zamieszkać tak na stałe, będziesz musiała dać mi znać. Numer 126 jest wspólny, gdzie razem możecie posiedzieć. -Kiwam jedynie głową.
Właśne mieszkanie? Wtf? Momentalnie przez głowe przebiega mi myśl że bede mogła uciec wcześniej od Roberta, jednak momentalnie wychodzi mi to z głowy. Co by sobie pomyśleli? Po chwili wychodzimy z windy, gdzie ukazuje się bardzo ładny hol. Kierujemy się prosto, mijając pokoje. Na każdych drzwiach jest imie chłopaka, i numer mieszkania. Znajdujemy się pod numerem 126, który znajduje się zaraz obok mojego.
Ręce zaczynają mi się pocić, serce wali jak oszalałe... W głowie modle się aby Louis mnie nie rozpoznał. Raz sie żyje. Przygryzam warge, i od razy tego żałuje. Powstrzymuje się od syknięcia, i zaciskam dłonie w pięści. Cholerna warga.
Dylan gwałtownie otwiera drzwi, a ja zapominam o bólu. Przepuszcza mnie w drzwiach, na co dziękuje z uśmiechem. Wchodze do środka a Dylan zaraz za mną. Piątka chłopaków stojąca przed nami, momentalnie się prostuje. Dostrzegają mnie, na co każdy uśmiecha się do mnie szeroko co odwzajemniam nieśmiałym uśmiechem.
-To jest Martina, wasza nowa asystentka. -Zaczyna Dylan. -Harry, Liam, Niall, Zayn i Louis. -Wskazuje na każedego.
Wszystkich dobrze znam, a zwłaszcza ostaniego.
-Cześć. -Odzywa się jako pierwszy Harry, co uśmiecham się do niego.
Jest troche sztywno, jednak wiem że zaraz się rozkręci.
-Poznajcie się. Musze już uciekać na spotkanie. -Mówi Dylan na co wyzywam go od najgorszych. Nie zostawiaj mnie! -Widzimy się jutro o dziewiątej. Jak bedziesz wychodzić podejdź do Vanessy, da ci wszystkie dokumenty. -Mówi do mnie na co dziękuje.
Kiwa głową do chłopaków, na co ci machają do niego w dziwny i zabawny sposób. Od razu po tym jak mężczyzna wychodzi, chłopaki momentlanie się rozluźniają.
-Usiądź. -Proponuje mulat, na co wolnym krokiem kieruje się do kanapy.
Zajmuje miejsce przy końcu, Niall i Harry siadają obok mnie, Zayn na fotelu obok, za to Louis centralnie na przeciwko mnie. Serio?
-Może, powiesz nam coś więcej jak się nazywasz? Nazwisko, wiek cokolwiek? -Zaczyna Louis z lekkim uśmiechem.
-Martina Morgan. -Mówie na co Louis momentalnie się prostuje mrużąc oczy. -Mam dwadzieścia jeden lat, mieszkam nie daleko, wcześniej pracowałam dla Britney Spears, jednak była to krótka współpraca przez jej przeprowadzke na co nie mogłam się zgodzić...
-Chciałbym spotkać Britney... -Przerywa mi Harry uśmiechając się szeroko.
Wszyscy lekko się śmiejemy, i myśle że nie bedzie to takie złe spotkanie, chodź nadal czułam palące spojrzenie Louisa.
Spotkanie z chłopakami przeszło miło, było wiele żartów, opowiadali mi swoje historie w czasie kariery. Po szybkim odebraniu dokumentów od Vanessy, i dość miłej pogawedce z nią, wyszłam z dużego budynku mocniej owijajac się płaszczem. Widząc mój samochód, przyśpieszam kroku żeby jak najszybciej się tam znaleźć. Jest strasznie zimno, w końcu zbliża się jesień.
-Martina! -Słysze krzyk, na co momentalnie się odwracam.
Moje serce zaczyna walić z okropną prędkością, a ja sama nie wiem co zrobić. Uciec? Zostać? Zachowywać się jakbym go nie pamiętała? Co mam robić do cholery?! Louis biegnie w moją strone, a ja stoje jak sparaliżowana. Czego on chce? Będąc pięć mentrów ode mnie zatrzymuje się cieżko oddychając. Patrzy mi w oczy nic nie mówiąc.
-Myślisz że cie nie poznałem?
Wchodze do budynku, i ponownie widze tą samą brunetke co wczoraj. Widząc mnie uśmiecha się delikatnie, ponownie nie moge odwzajemnić jej uśmiechu. Podchodze do niej, myśląc że ponownie da mi przepustke jednak jestem w błędzie. Podaje mi karte, gdzie są moje dane osobowe, zdjęcie i duży napis "ASYSTENTKA 1D". Unosze brwi patrząc na nią.
-Jeszcze ciepła, dostałam ją dosłownie trzy minuty temu. Zawieś na szyji, i idź do Hoffmana. -Wyjaśnia na co kiwam głową. -Witamy na pokładzie. -Dodaje na co lekko się uśmiecham.
-Dzięki. -Gdy to mówie, jej wzrok przyciąga moja warga.
Szybkim krokiem kieruje się w kierunku windy, aby ominąć pytania i żal. Na trzecim piętrze wysiadam, kierując się do znanego mi już pokoju. Pukam i po głośnym prosze, wchodzę do biura.
-Martina! -Wita mnie w zaskakująco dobrym humorze, na co marszcze brwi.
-Witam panie Hoffman. -Odowiadam zmuszając się na uśmiech.
-Oh przestań! Mów mi Dylan. -Uśmiecha się przyjaźnie. -Widze że Vanessa przekazała ci już karte. -Dostrzega.
Vanessa...
-Tak. -Mówie siadając.
Wyciągam papiery z torby, podając mu je. Szybko przelatuje wzrokiem czy wszystko podpisałam, po czym chowa je do szafki.
-Mam nadzieje że zapoznałaś się z umową? Masz jakies pytanie? -Unosi brew.
-Zapoznałam się i jak na chwile obecną nie mam pytań. -Wzruszam ramionami.
-Dobrze to przejde do rzeczy... Praca obowiązuje cię w różnych godzinach, jednak co poniedziałek dostajesz plan na tydzień gdzie i o której godzinie masz być. Twoja praca polega zwłaszcza na tym, aby rezerwować hotele dla chłopaków, sprawdzać czy wszystko jest "na swoim miejscu". Jeśli chodzi o trase... Jeśli nie bedziesz mogła jechać z chłopakami, bedziesz musiała podać mi pisemny i poważny powód. Pracowałaś już dla Britney Spears, więc myśle że wiesz o co mniej więcej chodzi. Co do wypłaty, dostajesz ją na koniec miesiąca. -Uśmiecha się.
-Rozumiem.
-No to myśle, że dzisiaj dam ci jeszcze wolne. To jest plan na ten tydzień, dzisiaj chłopaki nie mają nic do roboty to myśle że moge im ciebie przed stawić, oprowadzić po budynku a jutro zaczniesz prawdziwą prace. -Podnosi się co robie również ja.
-Dziękuje. -Podaje mu dłoń, na co z uśmiechem ją ściska.
Wychodzimy z gabinetu, a serce zaczyna walić mi z dwoją siłą. Zaraz spotkam One direction, jednak to nie jest tego przyczyną, to sam Louis Tomlinson. Nadal modle się, aby mnie nie rozpoznał, ignorował czy cokolwiek innego.
-Jest tutaj sześć pięter. Pierwsze to garderoba, drugie to duperele którymi nie musisz się przejmować, trzecie to moje biuro i innych współpracowników, na czwartym jest studio nagraniowe a na piątym są tak zwane "mieszkania". Chłopcy na początku kariery zdecydowali się tutaj mieszkać, i do teraz tam mieszkają. -Tłumaczy szybko, po czym wchodzimy do windy. -Numer 120 to Harry, 121 Niall, 122 Liam, 123 Zayn a 124 Louis. 125 jest twoim mieszkaniem, w którym możesz przebywać kiedy chcesz lub w czasie przerwy. Jednak jeśli będziesz chciała tutaj zamieszkać tak na stałe, będziesz musiała dać mi znać. Numer 126 jest wspólny, gdzie razem możecie posiedzieć. -Kiwam jedynie głową.
Właśne mieszkanie? Wtf? Momentalnie przez głowe przebiega mi myśl że bede mogła uciec wcześniej od Roberta, jednak momentalnie wychodzi mi to z głowy. Co by sobie pomyśleli? Po chwili wychodzimy z windy, gdzie ukazuje się bardzo ładny hol. Kierujemy się prosto, mijając pokoje. Na każdych drzwiach jest imie chłopaka, i numer mieszkania. Znajdujemy się pod numerem 126, który znajduje się zaraz obok mojego.
Ręce zaczynają mi się pocić, serce wali jak oszalałe... W głowie modle się aby Louis mnie nie rozpoznał. Raz sie żyje. Przygryzam warge, i od razy tego żałuje. Powstrzymuje się od syknięcia, i zaciskam dłonie w pięści. Cholerna warga.
Dylan gwałtownie otwiera drzwi, a ja zapominam o bólu. Przepuszcza mnie w drzwiach, na co dziękuje z uśmiechem. Wchodze do środka a Dylan zaraz za mną. Piątka chłopaków stojąca przed nami, momentalnie się prostuje. Dostrzegają mnie, na co każdy uśmiecha się do mnie szeroko co odwzajemniam nieśmiałym uśmiechem.
-To jest Martina, wasza nowa asystentka. -Zaczyna Dylan. -Harry, Liam, Niall, Zayn i Louis. -Wskazuje na każedego.
Wszystkich dobrze znam, a zwłaszcza ostaniego.
-Cześć. -Odzywa się jako pierwszy Harry, co uśmiecham się do niego.
Jest troche sztywno, jednak wiem że zaraz się rozkręci.
-Poznajcie się. Musze już uciekać na spotkanie. -Mówi Dylan na co wyzywam go od najgorszych. Nie zostawiaj mnie! -Widzimy się jutro o dziewiątej. Jak bedziesz wychodzić podejdź do Vanessy, da ci wszystkie dokumenty. -Mówi do mnie na co dziękuje.
Kiwa głową do chłopaków, na co ci machają do niego w dziwny i zabawny sposób. Od razu po tym jak mężczyzna wychodzi, chłopaki momentlanie się rozluźniają.
-Usiądź. -Proponuje mulat, na co wolnym krokiem kieruje się do kanapy.
Zajmuje miejsce przy końcu, Niall i Harry siadają obok mnie, Zayn na fotelu obok, za to Louis centralnie na przeciwko mnie. Serio?
-Może, powiesz nam coś więcej jak się nazywasz? Nazwisko, wiek cokolwiek? -Zaczyna Louis z lekkim uśmiechem.
-Martina Morgan. -Mówie na co Louis momentalnie się prostuje mrużąc oczy. -Mam dwadzieścia jeden lat, mieszkam nie daleko, wcześniej pracowałam dla Britney Spears, jednak była to krótka współpraca przez jej przeprowadzke na co nie mogłam się zgodzić...
-Chciałbym spotkać Britney... -Przerywa mi Harry uśmiechając się szeroko.
Wszyscy lekko się śmiejemy, i myśle że nie bedzie to takie złe spotkanie, chodź nadal czułam palące spojrzenie Louisa.
************
Spotkanie z chłopakami przeszło miło, było wiele żartów, opowiadali mi swoje historie w czasie kariery. Po szybkim odebraniu dokumentów od Vanessy, i dość miłej pogawedce z nią, wyszłam z dużego budynku mocniej owijajac się płaszczem. Widząc mój samochód, przyśpieszam kroku żeby jak najszybciej się tam znaleźć. Jest strasznie zimno, w końcu zbliża się jesień.
-Martina! -Słysze krzyk, na co momentalnie się odwracam.
Moje serce zaczyna walić z okropną prędkością, a ja sama nie wiem co zrobić. Uciec? Zostać? Zachowywać się jakbym go nie pamiętała? Co mam robić do cholery?! Louis biegnie w moją strone, a ja stoje jak sparaliżowana. Czego on chce? Będąc pięć mentrów ode mnie zatrzymuje się cieżko oddychając. Patrzy mi w oczy nic nie mówiąc.
-Myślisz że cie nie poznałem?
__________________________
No heloł... :3
Jakoś nie mam nic na swoją obrone, dlaczego nie było tak długo rozdziału... o.O
I'M SORRY!
SKOMENTUJ = MOTYWACJA DO SZYBSZEGO ROZDZIAŁU!
ZABSERWUJ ABY NIE OPUŚCIĆ ROZDZIAŁÓW!
TWITTER: #ZakazanaMiloscFF / @Zaynster_Girl
POZDRAWIAM!
niedziela, 28 lutego 2016
01. One Direction
SKOMENTUJ♥ | BOHATEROWIE (KLIKNINJ)
Twitter: @Vaness_Nelson // #ZakazanaMiloscFF
Patrzę przez chwile na duży napis, za nim wysiądę z samochodu. Prace tutaj, z takimi osobami i z takim doświadczeniem powinna zachwycać, jednak na moje usta ani na moment nie wszedł uśmiech. Dowiedzieć się że będzie się pracować z byłym chłopakiem, który posądził cię o zdradę i zostawił jak psa na ulicy - dołuje. Louis Tomlinson. Sławny chłopak z One Direction, o którym nastolatki z całego świata marzą aby go spotkać, ja dzisiaj będę tą, która za żadne skarby nie chce go spotkać.
Biorę głęboki oddech wychodząc z mojego samochodu. Ból serca przypomina o sobie z każdym kolejnym krokiem. Myśl że zaraz spotkam osobę której nigdy w życiu nie chciałam więcej widzieć, łamie mnie po kawałku.
ONE DIRECTION
Ich własny budynek, gdzie dzieje się praktycznie wszystko. Próby, nagrania, konferencje, wywiady... Wchodzę przez duże i ciężki szklane drzwi, kierując się do recepcji. Brunetka siedząca za ladą posyła mi szczery i ciepły uśmiech, którego jak bardzo chce odwzajemnić - nie mogę.
-Martina Morgan, mam spotkanie z panem Hoffmanem. -Mówię na wstępnie na co od razu podaje mi przepustkę.
-Piętro trzecie numer 103. -Odpowiada ponownie się do mnie uśmiechając.
Kierują się do dużej windy, i wybieram piętro trzecie. Gdy winda zatrzymuje się a drzwi otwierają, kieruje się wzdłuż długiego korytarza szukając pokoju numer 103. Budynek przypomina hotel, chodź wiem że wszystkie te pokoje należą wszystkie od czegoś innego, i nie są to hotelowe pokoje tylko kanciapy z wszystkim co możliwe.
98... 99... 100... 101... 102... 103...
DYLAN HOFFMAN
DYLAN HOFFMAN
Stoję chwile przed drzwiami, myśląc kogo i jaką sytuacje mogę za tymi drzwiami spotkać. Pukam cicho, czekając na jakąkolwiek oznakę że mogę wejść. Po donośnym 'proszę', wchodzę przez ciemnobrązowe drzwi zamykając je za sobą.
-Martina Morgan! -Wita mnie sam Dylan Hoffman, menażer One Direction podając mi dłoń. -Dobrze że już jesteś. Usiądź. -Z biurka chwyta jakieś papiery przyglądając im się, tym samym siadając na swoje miejsce.
-Dzień dobry. -Dopiero teraz mogę coś powiedzieć.
Siadam na wyznaczonym miejscu, odkładając torbę na krzesło obok. Chwile siedzimy w ciszy, przez co rozglądam się po pomieszczeniu. Jest jak zwykłe biuro starego prezesa.
-Tutaj masz swoją umowę. -Z krótkiego zamyślenia wyrywa mnie głos Dylana. -Mam nadzieje że wiesz na co się piszesz. Masz okres próbny składający się z trzech miesięcy. Chce żebyś na spokojnie przeczytała umowę, i podpisała ją. -Uśmiecha się lekko na co przytakuje. -Myślę że to tyle na dzisiaj. -Wzrusza ramionami. -Przyjdź jutro o siódmej do biura, to przemówimy wszystko na spokojnie. -Podaje mi papiery na które jedynie rzucam okiem.
-Dziękuje. Do zobaczenia. -Mówię wstając.
Podajemy sobie ręce, po czym wychodzę z biura, gabinetu, pokoju... czegokolwiek. Oddaje przepustkę brunetce, kierując się na zewnątrz do mojego samochodu chowając papiery do torby. Czuje lekki ból gdy zderzam się z kimś. Szybko się odsuwam patrząc w górę. Momentalnie sztywnieje. Oddech staje się szybszy, serce bije jak szalone, zabiera mi mowę a nogi stają się jak z waty. Przede mną stoi sam Louis Tomlinson, który nie świadomie przypomniał mi o wszystkim. Jego niebieskie oczy mrużą się lekko jakby w zamyśleniu, i postanawiam jak najszybciej stąd uciec.
-Przepraszam. -Burczę wymijając go.
Szybkim krokiem kieruje się do samochodu. Wsiadam do samochodu trzaskając drzwiami, zapalam samochód i patrzę ukradkiem w stronę budynku. Louis dalej tam stoi patrząc centralnie na mnie. Nie jestem pewna czy mnie rozpoznał. Dużo się zmieniło od pięciu lat, i mam szczerą nadzieje że jednak mnie nie rozpoznał. Wciskam lekko pedał gazu wyjeżdżając z dużego parkingu.
***********
Marszczę brwi czytając pierwsze, i najważniejsze warunki mojej umowy pogrubionej czcionki.
"Zakazuje się związków intymnych między asystentką a członkami zespołu."
Szkoda, taki Niall Horan to niezły towar. O czym ja myślę? Wzdycham głośno szybko podpisując umowę, po przeczytaniu jej do końca. Chowam papiery do torby na jutro, na wypadek gdybym zaspała. Gaszę telewizor i kieruje się do swojej sypialni. Po ciemku odnajduje łóżko, bezwładnie kładąc się na miękkim materacu. Głośne pukanie sprawiło że podskoczyłam we śnie. Przełknęłam ślinę, podnosząc się do pozycji siedzącej. Włączyłam lampkę nocną spoglądając na zegarek. 04:13. Ponownie podskoczyłam słysząc coraz głośniejsze walenie w drzwi. Zsunęłam się z łóżka kierując w stronę drzwi. Wyszłam z sypialni po drodze zapalając światła. Z lekkim hukiem otworzyłam drzwi, momentalnie wywracając oczami. Robert. Mój pijany "chłopak".
-Nie wywracaj na mnie oczami szmato! -Warknął pchając mnie na bok.
Wleciałam na drzwi, które pod wpływem mojego ciężaru uderzyły o ścianę. Biorąc się w sobie, zamknęłam drzwi. Kierując się do sypialni, całkowicie ignorując Roberta, miałam szczerą nadzieje że po raz kolejny nie dostane w twarz i chodź raz da mi spokój. Mam też nadzieje że chodź raz przyjdzie do mnie trzeźwy, jednak to marzenie jeszcze się nie spełniło.
-Stój! -Wskazał na mnie palcem na co momentalnie się zatrzymałam. -Gdzie idziesz?! -Warknął zataczając się.
-Do sypialni. -Mruknęłam.
-A to jest akurat dobry pomysł. -Uśmiechnął się obrzydliwie.
-Nie, idę sama. -Bąknęłam kierując się dalej ignorując jego krzyki.
Nie zdążyłam nawet wejść do sypialni, gdy Robert gwałtownie i boleśnie pociągnął mnie za ramie. Krzyknęłam również z zadanym ciosem w mój policzek. Ciemnowłosy chwycił mnie gwałtownie za nadgarstki, boleśnie pchając mnie na ścianę.
-Proszę.. -Załkałam bojąc się że zaraz złamie mi nadgarstki.
-Czego chcesz suko?! -Krzyknął mi prosto w twarz.
Jebani sąsiedzi boją zadzwonić się na policje! Chuj wam w dupę!
-Puść mnie. -Mruknęłam.
-Okej...
Puścił mnie gwałtownie, jednak momentalnie dostałam w twarz. Nie mając siły, zsunęłam się po ścianie podkulając nogi pod brodę.
-Zapamiętaj, nie waż się mnie ignorować. -Pogładził mnie po policzku. -To dzięki mnie jeszcze żyjesz, i nie zdechłaś na ulicy. -Szepnął wstając.
Nie pozostało mi nic innego, jak położyć się w salonie i płakać w poduszkę do szóstej rano...
_____________________
Heloł!
28.02.2016!
Przepraszam że dopiero o 23.02, ale serio nie miałam kiedy wejść na laptopa. ♥
POZDRAWIAM!
Subskrybuj:
Posty (Atom)